O plama, plama, plama co za pech! Ta myśl powstrzymywała mnie przed daniem Zosi swobody w rozwijaniu umiejętności plastycznych. Moja wyobraźnia kreowała najczarniejsze scenariusze. Wizja śladów po mazakach, kredkach i farbach na wszystkim wokoło, sofie, ścianie, podłodze, dywanie, paraliżowała mnie. Na szczęście znalazłam rozwiązanie.
Mata Aqua Doodle służy do rysowania. Jednak nie jest to takie zwykłe rysowanie. Używa się bowiem do niego wody. Niemożliwe. A jednak. Do maty dołączony jest specjalny mazak, który napełnia się wodą i można przystąpić do akcji. Nie muszę chyba mówić, co to oznacza. Dziecko zajęte sobą, a ja nie muszę spinać się przy każdym jego ruchu. Koniec plam na ubrankach, meblach i wszystkim w zasięgu rażenia mazaka.
Powiecie, że przecież są znikopisy. Zgadza się, ale jednak to nie to samo. Mata jest większa, a przez to dziecko nie musi się ograniczać powierzchniowo. Matę da się złożyć w kostkę, schować do torebki i zabrać ze sobą, gdzie dusza zapragnie. Można po niej malować nie tylko mazakiem wodnym, ale też paluchami, stopami, pędzlami i pewnie też stempelkami (te ostatnie jeszcze niesprawdzone). Wystarczy tylko woda, a tej póki co nad Jeziorem Genewskim pod dostatkiem. Niestety, żeby użyć jej powtórnie trzeba chwilę odczekać - aż wyschnie (ok. 5 min.)
Żeby jednak nie było tak pięknie to mam drobne uwagi. Pierwsza, maty nie można prać, więc trzeba uważać, żeby dziecko nie wpadło na pomysł malowania po niej zwykłymi mazakami. Po drugie, niestety zrobiły nam się w niektórych miejscach zacieki. Co prawda nie przeszkadzają w malowaniu, ale są widoczne po wyschnięciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz