O jakiej płycie mowa? "Lutosławski Tuwim - Piosenki nie tylko dla dzieci". W pierwszym momencie na twarzach rodziców pojawiła się mała konsternacja. Mama do Taty: "Nie patrz tak na mnie. To Ty skończyłeś szkołę muzyczną." Tata: "Ale że jak? Razem? Pierwsze słyszę...". Oczy nam błysnęły. Włączamy. Na początku wydaje się dziwna i trudna. Byłam niemal pewna, że Zosi nie przypadnie do gustu. A tu szok. Zosia ją uwielbia. Wielki ukłon w stronę Doroty Miśkiewicz i zespołu Kwadrofonik.
Na dźwięk muzyki zrywa się z miejsca, biegnie po instrumenty i gra, śpiewa, tańczy... i to jak. Najpierw modne były tzw. jaskółki. Wygięcie w przód, ręce do tyłu i machamy barkami. Teraz przyszła kolej na tzw. zimny łokieć. Zosia wygina łokieć w górę i w lekko pokracznej pozycji wywija na lewo i prawo. Chciałam uwiecznić na filmiku, ale Zosia niestety nie chce zdradzić publiczności swojego sekretnego ruchu, który podpatrzyła u wujka Tomka R.
Można stworzyć dzieciom porządną płytę? Można. Trzeba tylko chcieć, a nie iść na łatwiznę. Oczywiście łatwiej jest włączyć keyboard, nagrać umpa umpa i kazać komuś (najczęściej dzieciom) "zaśpiewać". A później się dziwimy, że dzieci nie potrafią docenić porządnej muzyki. Nie potrafią, bo nie miały możliwości jej poznać. Na rynku polskiej muzyki dziecięcej prawdziwa perełka.
Jeszcze cytat z okładki, który idealnie opisuje to, co znajdziecie w środku: "Siła tych krótkich kompozycji tkwi w świetnych, ponadczasowych tekstach Juliana Tuwima i pełnej wyczucia dźwiękowej oprawie."