Na początku była gra Mieszkańcy świata. Później ruszyła lawina. Zosia złapała geograficznego bakcyla. A on postanowił się dodatkowo odbić czkawką... rodzicom. Zapewne wasze dzieci też przechodzą lub przechodziły fascynację jakimś tematem. U nas ostatnio króluje geografia. Wiąże się to z czytaniem niemal wyłącznie książek geograficznych i graniem w gry geograficzne. Powiecie - to super! Też mi się tak wydawało, dopóki nie musiałam setny dzień z rzędu czytać tej samej książki i grać w tę samą grę. No ile można?
Wracając jednak do tematu posta. Dzisiaj będzie o książce, którą czyta się z olbrzymią przyjemnością. Nawet setny raz. ;) Mowa o "Znam taki kraj, którego ty nie znasz..." Martiny Badstuber wydanej przez Prószyńskiego i S-kę.
Książka "Znam taki kraj, którego ty nie znasz …" nie jest typową książką geograficzną. W książce przedstawionych jest 20 krajów m.in. Kanada, Maroko, Norwegia, Tajlandia, ale w sposób inny niż znajdziemy w tradycyjnych podręcznikach czy encyklopediach. Każdemu krajowi autorka poświęca cztery strony. Przy czym na dwóch pierwszych znajdziemy jedno zdanie, które rozpoczyna się od tytułowego zwrotu "Znam taki kraj, którego ty nie znasz, gdzie …", po którym następuje ciekawostka i zwrot kończący "i ten kraj nazywa się...". Na przykład, "Znam taki kraj, którego ty nie znasz, gdzie z odchodów słoni robi się papier, i ten kraj nazywa się …". Aż korci, żeby przewrócić stronę i dowiedzieć się gdzie taki papier produkują. :) Oczywiście odpowiedź otrzymamy po przewróceniu strony. Oprócz tego znajdziemy tam pełny opis ciekawostki i kilka dodatkowych informacji o danym kraju. Wszystko podane w lekkiej i zabawnej formie. Książka zaskoczy i zaciekawi nie tylko dzieci, ale również dorosłych. Gdyby wiedzę o świecie podawać dzieciom w takiej formie, na pewno szybciej wchodziłaby do głowy, a nauka geografii byłaby czystą przyjemności. Książka w 100% spełnia założenie nauki przez zabawę.
Książkę gorąco polecam. Szczególnie jeśli macie w domu wielbiciela geografii. Moim zdaniem, jedna z ciekawszych pozycji jakie ukazały się w ostatnich latach na rynku.
Książka ma jeszcze jedną zaletę. Użyta w niej czcionka jest prosta, wyraźna, bezszeryfowa, dzięki czemu przystępniejsza dla oka młodego czytelnika. Zosia bardzo lubi czytać strony wprowadzające. Ostatnio autorzy/ilustratorzy/wydawcy (nie wiem kto jest za to odpowiedzialny, pewnie wszyscy po trochę) prześcigają się w używaniu coraz dziwniejszych czcionek. Domyślam się, że dzięki temu książka ma być "ładniejsza". Czasami występuje przerost formy nad treścią i nawet dorosłemu ciężko odkodować niektóre zawijasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz