czwartek, 21 marca 2013

Kawa…



Biorąc pod uwagę wielkie zamiłowanie taty Zosi do kawy, mogę z 99,9% pewnością uznać, że kawa będzie nieodzownym elementem jej życia. Zaczęło się od czytania książki o kawie, kiedy Zosia miała może 2-3 miesiące. Swoją drogą warty polecenia esej Bożidara Jezernika „Kawa”. Następnie przyglądanie się porannemu rytuałowi spożywania kawy w łóżku oraz dokładny wielokrotnie powtarzany instruktaż parzenia kawy w ekspresie. I naiwny pomysł rodzicielki. Otóż, mama kierując się pasją dziecka do przekładania różnych rzeczy postanowiła wymyślić nową odmianę zabawy. Zosia dostała metalową miskę i plastikowy pojemnik wypełniony kapsułkami Nespresso. Widząc zachwyt w oczach Zosi postanowiłam zostawić ją na chwilę z tym jakże fascynującym zajęciem. Jakież było moje zdziwienie kiedy po kilku minutach, usłyszałam, jak Zosia zbliża się do mnie posuwistym ruchem wydając z siebie pełne zadowolenia „aaaa”. Jakaż była moja rozpacz, kiedy okazało się, że Zosia postanowiła skonsumować niektóre kapsułki. Mym oczom ukazał się następujący widok: Zosia trzyma w ręku nadgryzioną kapsułkę, w zębach i na body pełno zmielonej kawy, a ona z pełnym uśmiechem przygląda mi się, po czym z satysfakcję w głosie mówi: „aaaa”. Dalej następuje szalony bieg matki z dzieckiem w ręku do łazienki i wymywanie z buzi wszystkiego czego się da. Następnie tłumaczenie Zosi, że kapsułek się nie je i jest zdecydowanie za mała na kawę. Niestety obawiam się, że moje dziecko niewiele zrozumiało z tej lekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz