poniedziałek, 5 września 2016

Kopenhaga: Den Bla Planet

Długo nas nie było, więc sporo jest do nadrobienia. Możecie mi wierzyć lub nie, ale post ten napisałam jeszcze w marcu. Dlaczego go nie opublikowałam? Sama sobie zadaję to pytanie. Żałuję, że naszych wojaży nie opisywałam "na świeżo". Teraz będziemy musieli się zadowolić szczątkowymi wspomnieniami. W czasie ostatnich wakacji uświadomiliśmy sobie, że sporo wspomnień nam umyka. Przy przeglądaniu bloga wszystko odżywa. Chociażby dla tego warto pisać. Toteż w kolejnych kilku postach, dla zachowania pamięci, zrobię skrót z naszych ostatnich wyjazdów.

Na początku marca byliśmy na kilkudniowej wycieczce do Danii. Podróż miała inny przebieg niż pierwotnie zakładaliśmy. Najważniejszym celem miała być urodzinowa wyprawa do Legolandu (Zosia 6 marca skończyła 4 lata i jest teraz pełnoprawnym starszakiem :)). Niestety, jak się okazało dzień po kupieniu biletów lotniczych, wszystkie parki rozrywki (dosłownie - wszystkie!) są zamknięte do około 20 marca. Jeśli planujecie wybrać się do Danii, odradzam okres jesienno-zimowy. Chociaż jest jeden plus wyprawy w tym okresie - mało turystów.

Musieliśmy naprędce wymyślić inny plan.

Pierwszym punktem nowego planu była wizyta w Den Bla Planet (Niebieska Planeta) - Narodowym Akwarium Danii, do którego wybraliśmy się bezpośrednio z lotniska. Oceanarium otwarto w marcu 2013 r. Jest to największy tego typu obiekt w północnej Europie. Znajduje się w dzielnicy Kastrup. Dojazd z centrum nieco zajmuje, więc warto rozważyć czy nie lepiej (tak jak my) wybrać się tam od razu z lotniska (3-4 przystanki autobusowe). Za drobną opłatą (10-20 DKK) można wynająć szafkę na bagaż i zostawić walizy na czas zwiedzania.

Co najbardziej nam się spodobało?

Wydry morskie! Cudowne zwierzaki. Mieliśmy szczęście zobaczyć jedną w akcji - rozłupującą o szybę kraba. Przezabawny widok. 

Szklany tunel pod akwarium z rekinami, w którym można na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Małym utrudnieniem w rozkoszowaniu się podwodnym światem może okazać się stękające i marudzące dziecko. ;)

Zosi bardzo spodobała się możliwość włożenia rąk do akwarium, w którym można było pogłaskać rybki i gąbki. A nawet złapać jajo rekina!

Sporo zabawy mieliśmy w korytarzu z wyświetlanym na ścianie planktonem, który reagował na ruch. Tata zrobił kilka rundek z Zosią na barana, żeby rozgonić całe towarzystwo.

Godne polecenie jest jedzenie w restauracji. Ceny są dość wysokie, ale wszystko jest bardzo smaczne i porządnie podane. Najbardziej urzekła nas woda w kartonie. 

Przyznam, że wyprawa do oceanarium się udała, ale czuliśmy lekki niedosyt. Jeśli nie byliście nigdy w tego typu miejscu, szczerze polecamy. Jednak nie ujmując nic kopenhaskiemu oceanarium, to paryskie (klik) podobało nam się bardziej - było bardziej tajemnicze i klimatyczne. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz