wtorek, 2 czerwca 2015

Sekrety morza

Nasza przeprowadzka do nowego mieszkania przywodzi mi na myśl wiersz Juliana Tuwima "Rzepka". Parafrazując - sprzątają i sprzątają, posprzątać nie mogą. Proszę Was o jeszcze odrobinę cierpliwości. Do końca czerwca powinniśmy się uwinąć z większością spraw i będziemy mogli wrócić do regularnego blogowania.

Wracam na chwilę (czyt. na kilka postów) do naszego wyjazdu do Polski, w czasie którego mieliśmy kilka "pierwszych razy" i odwiedziliśmy bardzo ciekawe miejsca. Dzisiaj o naszym pierwszym wspólnym wyjściu do kina. Kto jeszcze nie wie za chwilę się dowie, że nie mamy w domu telewizora. Internet wystarczająco pochłania czas… Niektórzy zapewne kręcą z niedowierzaniem głową i pochylają się nad marnym losem Zosi (ale jak to bez bajek?). Uspokajam - bajki są, "w internetach".  Dobrane przez Mamę, według uznania… Mamy. Pierwsza bajka kinowa też była wyborem Mamy. Nieskromnie powiem - bardzo dobrym wyborem. Uchylmy więc rąbka tajemnicy. Chodzi o bajkę "Song of the Sea" - w polskim tłumaczeniu "Sekrety morza".

Tata na początku stawiał opory. Bo po co on … Bo bajki go nie interesują … Bo szkoda pieniędzy … Bo będzie się nudził … Bo to, bo siamto … Oczywiście nie miał szans z argumentami Mamy - pierwsze wyjście do kina Zosi, nominacja do Oskara, piękna animacja, mądra fabuła itp. itd. Skusił się i … zaraz po filmie ściągnął ścieżkę dźwiękową :) (posłuchajcie czemu: https://www.youtube.com/watch?v=s9Z_Y9eReLQ).

Poza czarującą irlandzką muzyką, film zachwyca też elementami rzadko spotykanej w bajkach celtyckiej mitologii (skrzaty, czarownice, studnie, morskie stwory) i sugestywnymi obrazami natury. Gdy fale rozbijają się o brzeg wysepki latarnika, niemal da się poczuć zapach zimnej słonej wody w powietrzu. A gdy ciemną nocą znajdujemy się w gęstym lesie, hukanie sów i ich wielkie oczy przyprawiają nas o dreszcze.

Zosia w kinie zachowywała się jak ryba w wodzie. Najpierw wyjadła cały popcorn. ;) Później siedziała i w ciszy oglądała bajkę. Kiedy chciała o coś zapytać, mówiła szeptem tak, żeby nikomu nie przeszkadzać. Przed seansem nie miała drzemki, ale mimo, że bardzo chciało jej się spać, z zaciekawienia wytrzymała do końca filmu.

Na koniec trailer - po angielsku, bo zdecydowanie lepiej oddaje klimat niż polski. Najpiękniejsza bajka jaką do tej pory widziałam. Polecam z czystym sumieniem!.




5 komentarzy:

  1. Słyszałam o niej wiele dobrego, a i po trailerach wnoszę, że jest to piękna i wartościowa bajka. Gratuluję udanego wypadu do kina i powiem w sekrecie, że my też telewizora nie używamy (mieszkamy z rodzicami i oni oglądają namiętnie, my właściwie wcale), a w naszym przyszłym domu nie planujemy takowego :) Także zgadzam się, że Internet i komputer w zupełności wystarczą, no, może jeszcze kilka DVD z wybranymi pozycjami :3

    OdpowiedzUsuń
  2. też byłyśmy i jesteśmy do dziś zachwycone :)

    OdpowiedzUsuń