poniedziałek, 25 marca 2013

Bilans roczniaka


6 marca minął rok odkąd Zosia jest z nami. Dopiero teraz znalazłam dłuższą chwilę, aby zrobić małe podsumowanie. Wypadałoby zacząć od aktualnych parametrów. Stan z 21 marca:
- wzrost: 79cm - Lekarka miała wątpliwości, bo zabrakło skali. Mam nadzieję, że wystąpił tu błąd w obliczeniach, bo podczas ostatniego pobytu w Polsce kupiliśmy Zosi ubranka na 80cm i wygląda na to, że długo w nich nie pochodzi.
- waga: 8,5kg – chudzina z wielkim brzuchem
- głowa: 45,5cm – w normie
Zębów nowych brak.

Rozwój motoryczny zszedł ostatnio na drugi plan. Zosia dalej chodzi przy meblach, w tym przesuwa je i używa jako chodzika, ale póki co nawet nie podejmuje prób chodzenia bez trzymanki. Zajmuje się zdobywaniem innych umiejętności. Cały czas czekamy na pierwsze samodzielne kroki. Wypożyczyliśmy nawet chodzik z nadzieją, że może nabierze dzięki niemu odwagi. Niestety nie zdał egzaminu i jest używany wyłącznie do puszczenia muzyczki.
Zosia tańczy tzn. kiwa się raz w lewo, raz w prawo, gdy słyszy muzykę lub jej się śpiewa. Żeby nie było łatwo, do byle czego się nie buja. Melodia musi wpaść jej w ucho. Nauczyła się schodzić z łóżka w sypialni i sofy. I, o zgrozo, próbuje wdrapywać się na meble, szczególnie na stołek w kuchni.

Urodziny Zosi zadziałały na nią motywująco i od tamtej pory nie uznaje karmienia przez kogoś. Pije sama ze szklanki. Czasami trochę jej się wylewa, ale ogólnie można uznać umiejętność za opanowaną. Co ciekawe Zosia nie uznaje żadnych butelek i kubków dla dzieci. Musi być szklanka lub prawdziwy kubek inaczej wszystko ląduje na ziemi. Od kilku dni nie daje się karmić łyżeczką, co przyprawia mnie o zawrót głowy. Musi jeść sama, co niestety na ogół kończy się drobnym bałaganem. Chociaż muszę przyznać, że radzi sobie nieźle, bo większość jedzenia trafia do buzi. Je baaaardzo dużo, chociaż jej waga mówi coś innego. Uwielbia banany, chociaż niczym nie pogardzi. Raz w życiu odmówiła zjedzenia czegoś i to po zjedzeniu połowy miski. Oczywiście musiałam sprawdzić o co jej chodzi i spróbować papki. Okazało się, że pasternak był tak gorzki, że ja bym nie przełknęła nawet jednej łyżki. Dzielna dziewczynka.

Zosia dużo gada. Czasami za dużo i obawiam się, że za rok będzie wpadała w słowotoki. W większości są to bliżej niezidentyfikowane wyrazy, które mają jakiś sens tylko nie wiemy do końca jaki. Jedynym słowem, które my rozumiemy, a Zosia używa jak nam się wydaje świadomie jest: „mama”. Nie muszę chyba mówić, że bardzo mnie to cieszy. Z sylabozlepków najbardziej podobają nam się: „a ty niuniu” i „idzie dzidzia idzie”.

W dalszym ciągu najlepsze zajęcie to czytanie książek, przeglądanie ipada i „pomaganie” mamie w porządkach domowych. Po chwilowym braku entuzjazmu do łask wróciła kąpiel i przeglądanie tablic ze słowami i kropkami. Z zabaw króluje wkładanie pojemników jeden w drugi oraz układanie klocków we wszystkie możliwe miejsca na wszystkie możliwe sposoby.

czwartek, 21 marca 2013

Kawa…



Biorąc pod uwagę wielkie zamiłowanie taty Zosi do kawy, mogę z 99,9% pewnością uznać, że kawa będzie nieodzownym elementem jej życia. Zaczęło się od czytania książki o kawie, kiedy Zosia miała może 2-3 miesiące. Swoją drogą warty polecenia esej Bożidara Jezernika „Kawa”. Następnie przyglądanie się porannemu rytuałowi spożywania kawy w łóżku oraz dokładny wielokrotnie powtarzany instruktaż parzenia kawy w ekspresie. I naiwny pomysł rodzicielki. Otóż, mama kierując się pasją dziecka do przekładania różnych rzeczy postanowiła wymyślić nową odmianę zabawy. Zosia dostała metalową miskę i plastikowy pojemnik wypełniony kapsułkami Nespresso. Widząc zachwyt w oczach Zosi postanowiłam zostawić ją na chwilę z tym jakże fascynującym zajęciem. Jakież było moje zdziwienie kiedy po kilku minutach, usłyszałam, jak Zosia zbliża się do mnie posuwistym ruchem wydając z siebie pełne zadowolenia „aaaa”. Jakaż była moja rozpacz, kiedy okazało się, że Zosia postanowiła skonsumować niektóre kapsułki. Mym oczom ukazał się następujący widok: Zosia trzyma w ręku nadgryzioną kapsułkę, w zębach i na body pełno zmielonej kawy, a ona z pełnym uśmiechem przygląda mi się, po czym z satysfakcję w głosie mówi: „aaaa”. Dalej następuje szalony bieg matki z dzieckiem w ręku do łazienki i wymywanie z buzi wszystkiego czego się da. Następnie tłumaczenie Zosi, że kapsułek się nie je i jest zdecydowanie za mała na kawę. Niestety obawiam się, że moje dziecko niewiele zrozumiało z tej lekcji.